Orzeczenie Samuela Alito w sprawie „Pride Puppy” jest hańbą dla Sądu Najwyższego

Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najbardziej wnikliwe analizy, krytykę i porady.
Sąd Najwyższy zadał cios inkluzywnej edukacji publicznej w piątek, orzekając w sprawie Mahmoud v. Taylor , że rodzice mają konstytucyjne prawo do uniemożliwienia swoim dzieciom oglądania książek w szkole, które przedstawiają rodziny LGBTQ+. System szkolnictwa publicznego w Maryland umieścił te książki w klasach w ramach wysiłków na rzecz promowania szacunku dla różnych rodzajów rodzin. W odpowiedzi rodzice religijni pozwali, argumentując, że materiały naruszały ich wolność religijną, ponieważ narażały ich dzieci na przedstawienia osób LGBTQ+. W opinii sędziego Samuela Alito większością głosów 6–3 konserwatywna większość zgodziła się, oświadczając, że rodzicom należy zezwolić na uniemożliwienie swoim dzieciom oglądania takich materiałów. Alito stwierdził, że „książki te bez wątpienia przekazują określony punkt widzenia na temat małżeństw osób tej samej płci”, przed którym rodzice religijni muszą być w stanie chronić swoje dzieci.
Dahlia Lithwick i Mark Joseph Stern omawiali katastrofalne konsekwencje orzeczenia dla edukacji publicznej i równości LGBTQ+ w tym odcinku Amicus . Podgląd ich rozmowy poniżej został zredagowany i skrócony dla przejrzystości.
Dahlia Lithwick: Chcę porozmawiać o druzgocącej sprawie Mahmoud v. Taylor . Łatwo jest ugrzęznąć w szczegółach tego, co jest, a czego nie ma w tych książkach. Ale to jest radykalna zmiana dla praw rodzicielskich, a także dla samej natury edukacji publicznej.
Mark Joseph Stern: To bezpośredni atak na edukację publiczną i demokratyczne zasady, na których się opiera. Sprawa dotyczy książek z postaciami i motywami LGBTQ+, które dzieci mogą zobaczyć na półce w klasie lub które mogą być czytane podczas czytania opowieści. Jedną z nich jest Ślub wujka Bobby'ego , która jest uroczą książką o małej dziewczynce, której wujek się żeni; dowiaduje się, że rodziny się zmieniają i że to jest OK. Nie chodzi o to, że jej wujek jest gejem. Jest też inna, Szczeniak dumy!, która opowiada o małym psie, który gubi się na paradzie równości. Są to książki z kategorią wiekową G. Jedynym sprzeciwem rodziców jest to, że nie uważają, że osoby LGBTQ+ powinny mieć równość wobec prawa i nie chcą, aby ich dzieci myślały, że bycie LGBTQ+ jest OK. A gdy dowiedzieli się, że te książki będą w klasach, argumentowali, że narażenie ich dzieci na ten materiał naruszałoby ich prawo do swobodnego wykonywania praktyk religijnych określone w Pierwszej Poprawce.
Problem polega oczywiście na tym, że rodzice tradycyjnie nie mają indywidualnego weta w kwestii edukacji publicznej. Rodzice nie mogą dyktować, co dokładnie jest, a czego nie jest nauczane w klasie. A jednym z celów edukacji publicznej jest zapoznawanie dzieci z różnymi rodzajami idei i różnymi rodzajami ludzi, których normalnie by nie widziały. Jednak w piątek Sąd Najwyższy orzekł, że rodzice mają zupełnie nowe prawo z Pierwszej Poprawki do zawetowania wystawiania swoich dzieci na materiały, które naruszają ich własne przekonania religijne. Jeśli rodzice nie lubią osób homoseksualnych, ich dzieci muszą zostać „wyłączone” z oglądania książki z udziałem osób homoseksualnych w klasie. Dzieci muszą wstać i wyjść, podczas gdy nauczyciel czyta Wesele wujka Bobby'ego . To nowo odkryte prawo nie ma nawet odległych korzeni w precedensie, jak wyjaśniła sędzia Sonia Sotomayor w swoim mocnym sprzeciwie.
Zasadniczo jest to prawo rodziców do zawetowania treści nauczania w klasie.
Dokładnie tak. Sąd nazywa to „polityką rezygnacji”. Ale szkoły już powiedziały, że nie są w stanie zarządzać systemem, w którym każdy uczeń ma prawo zrezygnować z oglądania czegoś, co nie podoba się ich rodzicom. Więc po prostu będą musieli całkowicie wycofać te książki z klas. W przeciwnym razie musieliby egzekwować niemożliwy do opanowania system rezygnacji, stale grożąc potencjalnie rujnującym pozwem. I to jest cały cel tej sprawy. Nie chodzi tylko o „ochronę” dzieci religijnych rodziców. Chodzi o to, aby usunąć te książki z klas i upewnić się, że dzieci nigdy nie zobaczą osób LGBTQ+ w literaturze, z którą mają styczność w szkole.
Mam nadzieję, że będzie to okazja, aby rodzice i ich dzieci usiedli i szczerze porozmawiali o tym, co oznacza wolność religijna i że nie może ona być koniem trojańskim, za pomocą którego możemy niszczyć prawa i godność innych.
A jednak dokładnie tak jest w tym przypadku. Pomyśl o przesłaniu, jakie wysyła dzieciom rodziców LGBTQ+, gdy ich rówieśnicy muszą wyjść z klasy, zanim zostanie odczytany na głos Ślub wujka Bobby'ego . Albo gdy szkoła całkowicie zakazuje Ślubu wujka Bobby'ego w klasie. Mówi im, że rodziny LGBTQ+, takie jak ich własna, są tak okropne, że ich rówieśnicy nie mogą nawet zapoznać się z książką o nich. To brutalnie stygmatyzujący przekaz, który Sąd Najwyższy właśnie wpisał do Pierwszej Poprawki.
Warto zajrzeć do dodatku do opinii Alito, w którym znajdują się niewiarygodnie słodkie ilustracje z tych książek rodzin, które niekoniecznie wyglądają jak Alitos. To tak, jakby ten dodatek miał uosabiać horror, przed którym ratujemy nasze dzieci. I jest to tak oszałamiające, jakby reakcja miała być powszechna: Dzięki Bogu dzieci nie muszą oglądać tych obrazów!
To oszałamiające i powiedzmy sobie jasno: to jest bigoteryjne. Opinia Alito jest głęboko homofobiczna. Przedstawia te zupełnie niewinne książki dla dzieci jako podstępną propagandę mającą na celu pranie mózgów dzieciom, aby popierały prawa LGBTQ+. Ale to nie jest propaganda, chyba że spojrzysz na to przez pryzmat homofobii i chyba że uważasz, że samo przedstawianie osób homoseksualnych jako akceptowalnych jest szkodliwe i czymś, przed czym musisz chronić dzieci.
Sędziowie, którzy podpisali się pod tą decyzją, powinni się wstydzić, a niektórzy z nich powinni wiedzieć lepiej. Nie oczekujemy wiele od Alito, znanego homofoba, który uważa, że książka jest nie do przyjęcia dla dzieci, ponieważ humanizuje osoby homoseksualne jako zasługujące na miłość. Ale Neil Gorsuch? Brett Kavanaugh? Nawet John Roberts? Myślę, że na jakimś poziomie wiedzą, że ta opinia i jej konsekwencje wyślą bardzo silny sygnał uczniom szkół publicznych, że jest coś złego w byciu LGBTQ+. Że książka przedstawiająca nas jako normalnych ludzi żyjących swoim życiem jest w jakiś sposób podstępną propagandą. I myślę, że po prostu ich to nie obchodzi. Ale to podła opinia i podłe twierdzenie, i zaszkodzi wielu, wielu dzieciom w Maryland i poza nim.
